W skrócie:
1. Spróbowałam skiturów
2. O mało nie wyzionęłam ducha goniąc Pawła na biegówkach
3. Doszłam do wniosku, że narty zjazdowe są nudne i trzeba spróbować czegoś nowego, już nawet wiem, czego...
4. Wyjazd zakończyliśmy w kompleksie basenowym ze SPA
5. Zeszła mi skóra z twarzy i przedramion pomino stosowania kremów przeciwsłonecznych
6. Miałam przyjemność oglądać zdjęcia z wyprawy Pawła i Doroty na Filipiny
7. Miałam wielką przyjemność skorzystać z uprzejmości szefa kuchni w domu P+D i objadać się pysznościami w nieskończoność.
8. przytyłam 1,5 kilo :)
Poniżej wybitnie okrojona fotorelacja.
![]() |
podchodzenie... |
![]() |
...okazało się dużo łatwiejsze niż zjazd po lawinisku :) |
![]() |
tutaj nie wiadomo, o co chodzi :) ale chyba umieram |
![]() |
Paweł nie umiera nigdy |
![]() |
a może jednak czasem umiera... |
W każdym razie wypoczęłam na tyle, żeby się porządnie rozleniwić. Doszlam do takiego etapu w życiu, kiedy pytana, co u mnie, opowiadam tylko o moich wyjazdach i planach na kolejne. W pracy niewiele się dzieje. W ogóle niewiele się dzieje w Oslo.
Ostatni weekend natomiast spędziłam w Londynie na najgorętszej imprezie roku. Zatęskniłam za dużym miastem... uh chociaz mieszkanie na wsi ma swoje plusy :) Relacja z Londynu nastąpi niebawem.
Miłej wiosny i do zobaczenia.