Po świecie krąży plotka dotycząca horrendalnie wysokich zarobków w Norwegii. Plotka ta jest, generalnie rzecz ujmując, bardzo prawdziwa. Trzeba jednak zaznaczyć, że wysokie są koszty życia.
Według CNN: Top 10 most expensive cities in the world:
1. Oslo,
Norway (ha ha)
2. Zurich,
Switzerland
3. Tokyo, Japan
4. Geneva, Switzerland
5. Copenhagen, Denmark
6. New York City, United States
7. Luxembourg
8. Stockholm, Sweden
9. Caracas, Venezuela
10. London, England
Marcer w swoim zestawieniu ustawia Genewę na piątym miejscu, Tokyo na pierwszym, Oslo zajmuje
osiemnaste miejsce. Podejrzewam, że ktoś się pomylił. Dla
porównania, Warszawy nie ma w pierwszej pięćdziesiątce.
W 2011 roku Norwegia
była trzecim krajem świata jeśli chodzi o GDP per capita: 61,882 $ ha ha
(Polska na 45. miejscu z 21,310 $, czyli nie tak źle!). Ma przewagę eksportu nad
importem, głównie za sprawą oil og gas…
ale też coraz większej ilości energii elektrycznej pozyskiwanej z odnawialnych
źródeł (głównie elektrownie wodne), ryb, statków i usług związanych z
inżynierią morską. Ponadto rząd Norweski nie wierzy w prywatyzację i zarządza większością
przedsiębiorstw w sektorze energii i wydobycia, mając większościowe udziały w
ponad 1/3 przedsiębiorstw notowanych na giełdzie (jeśli dobrze tłumaczę),
ma też niemalże wyłączność na wszystko, co znajduje się w morzu (rybołówstwo) i
pod jego dnem (ropa, gas i inne surowce). Spójrzcie teraz na mapę drodzy
Czytelnicy i zobaczcie, co się stanie, gdy roztopią się lodowce nad Biegunem Północnym…
W Norwegii płacimy
25% VAT na większość artykułów. Jest też stawka 14% na jedzenie i napoje (ale
nie wszystkie) oraz mikrostawka na transort publiczny, bilety do kina czy pobyt
w hotelu. Nie różni się to zbytnio od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w
Polsce (aczkolwiek Niemcy mają 18% stawkę VAT, nie 23-25%!).
Ponieważ
Norwegia nie należy do EU, za każdą usługę lub obiekt zakupiony w EU i
przywieziony do Norwegii należy dopłacić te 25% podatku VAT. Podam przykłady z
życia. Dovile (koleżanka z pracy) kupuje rasowego psa w Szwecji – musi zadeklarować
go na granicy i zapłacić 25% podatku od jego wartości brutto (kupuje go
tax-free). Kolega z pracy jedzie do Szwecji wyremontować samochód, płaci
normalny podatek VAT w Europie i planuje normalnie wrócić do domu. Zostaje
przyłapany na granicy. Ponieważ jest Norwegiem (tj. nie kręci, jak niektórzy)
od razu wyznaje celnikom powód pobytu w granicach Unii. Płaci karę plus 25%
VAT. Zapłacił więc VAT podwójnie. Ja kupiłam rower w Niemczech. Zostałam
zwolniona z 18% niemieckiego VATu i muszę teraz zapłacić 25% norweskiego VATu.
Po raz pierwszy w życiu sklepy tax free mają dla mnie sens.
Inne znaczące
podatki w Norwegii to te od nieruchomości i zamożności. Co to jest podatek od
nieruchomości, wszyscy wiemy. Pobiera go kommune (gmina) i wynosi jakiś ułamek
procenta od wartości nieruchomości. Podatek od zamożności (jeśli dobrze
tłumaczę) to płacona rządowi danina od wartości dorobku tj. mieszkania, gotówki
w banku, etc. Ponieważ mnie nie dotyczy, nie będę się nad tym rozwodzić.
Dodajmy do
tego niskie bezrobocie oraz fakt, że kiedy już raz zostaniesz zatrudniony na
bezterminową umowę o pracę, jesteś praktycznie niezwalnialny (mnie to nie
dotyczy, mam kontrakt na rok). Dlatego, jeśli czasem uda wam się usiąść i porozmawiać
z obywatelem tego pięknego kraju, nie zdziwcie się, kiedy ze znudzeniem będzie
wam opowiadał o waszych wyśnionych podróżach do Chin i Brazylii, o niespełnianym
marzeniu każdego Polaka czyli morskim jachcie, górskiej chacie i rezydencji na
wybrzeżu (każdy Norweg musi mieć dwie hytte = chatki: jedną w górach, drugą na
południowym wybrzeżu). Wszystko to przychodzi tu z taką łatwością, jak dla nas
podróże do Radomia (nie oszukujmy się, zarobki są jakie są, ale bilety lotnicze
dla wszystkich na świecie kosztują tyle samo).
Pozostaje
jedno pytanie: skoro jest tak wspaniale, to dlaczego cała Europa i pół Azji nie
wyemigrowała jeszcze do Norwegii? Pytanie to pozostaje otwarte, jednak założę się,
że odpowiedz ma coś wspólnego ze słodkim brązowym kozim serem i sporą ilością opadów.