Zima przyszła. Pierwsze dni mróz -15 w ciągu dnia (to był zeszły weekend, kiedy włóczyłam się nocą po lesie z grupą informatyków z Microsoftu*). Potem już nieco cieplej, ciągłe opady śniegu... no i wreszcie puszysta pierzynka pod nartami :) Wczoraj byłam z Francois, dziś z Chrisem. W sumie ta sama traska, 13 km, większość lekko pod górkę. Wczoraj było łatwo i powolutku, bo Francois jest początkujący. Dziś prawie umarłam, bo Chris jest szybki jak wiatr, a już na pewno bardziej zawzięty. W środę planuję wprowadzić moją współlokatorkę Monikę w świat narciarstwa biegowego :) Będziemy jak Justyna i Marit, tylko bez leków na astmę.
* ludzie z Microsoftu twardo twierdzą, że to jedna z najbardziej innowacyjnych firm we wszechświecie. Albo i najbardziej. Nie wiedziałam, jak to skomentować, więc nie brałam udziału w dyskusji.
Niniejszym prezentuję pierzynkę pod nartami + moje narty + mnie:
Jak widzicie życie moje jest piękne i kwitnę :) Haha, i dzięki instruktażowi naszej nieocenionej instruktorki Pani Ewy z Jakuszyc już się nie wywalam :)
A śnieg jest miękki, świeży, puszysty i lekki. Jest około - 6 do -9, więc nic się nie lepi i jest bosko. Chcę być małą sarenką i mieszkać w lesie :)
 |
właśnie taką małą sarenką |
 |
lizać śnieg |
 |
:) |
 |
biegać |
 |
skakać |
.jpg) |
i nie marznąć |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz