
Umowa miała być podpisana w środę (dziś!), jednak matka właściciela zmarła i musiał on zorganizować pogrzeb. W związku z tym Kapitan Marcin przełożył swój powrót i został w pracy dłużej, by każdej kolejnej doby przynosić do kajuty kolejny woreczek złota / baryłkę ropy / słoik (???) gazu ziemnego.
Tym samym on będzie bogaty, a ja zostałam w hostelu (patrzcie: ilustracja 1). Nie mogę napisać, że się wysypiam (śpię w czteroosobowej salce, a większość osób jest tu na wakacjach, więc spieszy im się do przestrzegania ciszy nocnej), ale nie jest źle. Budynek jest położony w ładnym miejscu przy skrzyżowaniu dwóch autostrad :), a tramwajem można dostać się do centrum w 20 - 30 minut.
Pogrzeb jest jutro. Wielka atmosfera wyczekiwania. Nie jestem w hostelu jedyną osobą czekającą na mieszkanie, więc moja sytuacja nie jest chyba jakaś bardzo niezwykła. W piątek pan O. (właściciel) powinien się odezwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz