niedziela, 21 października 2012

Mity, fakty i statystyki

Dzisiaj obalę kilka mitów i faktów dotyczących zarobków i podatków. Niektórzy Czytelnicy już pytali mnie, czy kupiłam sobie pierwszą bluzkę od Prady - otóż nie, i nie wiem, kiedy takie wydarzenie nastąpi.

Po świecie krąży plotka dotycząca horrendalnie wysokich zarobków w Norwegii. Plotka ta jest, generalnie rzecz ujmując, bardzo prawdziwa. Trzeba jednak zaznaczyć, że wysokie są koszty życia. 

Według CNN: Top 10 most expensive cities in the world:
1. Oslo, Norway (ha ha)
2. Zurich, Switzerland 
3. Tokyo, Japan
4. Geneva, Switzerland
5. Copenhagen, Denmark
6. New York City, United States
7. Luxembourg
8. Stockholm, Sweden
9. Caracas, Venezuela
10. London, England

Marcer w swoim zestawieniu ustawia Genewę na piątym miejscu, Tokyo na pierwszym, Oslo zajmuje osiemnaste miejsce. Podejrzewam, że ktoś się pomylił. Dla porównania, Warszawy nie ma w pierwszej pięćdziesiątce.

W 2011 roku Norwegia była trzecim krajem świata jeśli chodzi o GDP per capita: 61,882 $ ha ha (Polska na 45. miejscu z 21,310 $, czyli nie tak źle!). Ma przewagę eksportu nad importem,  głównie za sprawą oil og gas… ale też coraz większej ilości energii elektrycznej pozyskiwanej z odnawialnych źródeł (głównie elektrownie wodne), ryb, statków i usług związanych z inżynierią morską. Ponadto rząd Norweski nie wierzy w prywatyzację i zarządza większością przedsiębiorstw w sektorze energii i wydobycia, mając większościowe udziały w ponad 1/3 przedsiębiorstw notowanych na giełdzie (jeśli dobrze tłumaczę), ma też niemalże wyłączność na wszystko, co znajduje się w morzu (rybołówstwo) i pod jego dnem (ropa, gas i inne surowce). Spójrzcie teraz na mapę drodzy Czytelnicy i zobaczcie, co się stanie, gdy roztopią się lodowce nad Biegunem Północnym…

File:Mean gross hourly earnings in Europe, EUR, 2006.pngCo do zarobków – Norwegia jest z pewnością w światowej czołówce. Średnia płaca w to dziś ponad 35 000 NOK miesięcznie. Jeśli ktoś jest ciekawy - ja zarabiam mniej więcej tyle. Stawki podatku dochodowego zależne są od miejsca zamieszkania i rodzaju wykonywanej pracy. Ludzie z północy płacą niższe podatki niż ludzie z południa, pracownicy oil og gas płacą niższe podatki niż architekci. Generalnie jednak, stawka podatku dochodowego to ok. 28% plus ubezpieczenie zdrowotne, emerytalne, ble ble ble – w sumie składa się to w ładne i okrągłe 36%. Rząd od wypłaty pobiera nieco większą zaliczkę, tak, że przy rozliczeniu rocznym to zawsze on zwraca ludziom, a nie ludzie rządowi. Przy czym warto dodać, że zwraca kwotę nadwyżki powiększoną o odsetki (nie są to duże kwoty i nie należy się tu zbytnio podniecać: ponieważ inflacja w Norwegii jest żałosna, a stopy procentowe wysokie, oprocentowanie np. kont oszczędnościowych czy lokat jest godne pożałowania i nie przekracza 3,2%). Ponadto istnieje szereg ulg podatkowych: na dzieci, dla imigrantów (to ja), dla ludzi zbierających na mieszkanie, etc.

W Norwegii płacimy 25% VAT na większość artykułów. Jest też stawka 14% na jedzenie i napoje (ale nie wszystkie) oraz mikrostawka na transort publiczny, bilety do kina czy pobyt w hotelu. Nie różni się to zbytnio od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce (aczkolwiek Niemcy mają 18% stawkę VAT, nie 23-25%!).

Ponieważ Norwegia nie należy do EU, za każdą usługę lub obiekt zakupiony w EU i przywieziony do Norwegii należy dopłacić te 25% podatku VAT. Podam przykłady z życia. Dovile (koleżanka z pracy) kupuje rasowego psa w Szwecji – musi zadeklarować go na granicy i zapłacić 25% podatku od jego wartości brutto (kupuje go tax-free). Kolega z pracy jedzie do Szwecji wyremontować samochód, płaci normalny podatek VAT w Europie i planuje normalnie wrócić do domu. Zostaje przyłapany na granicy. Ponieważ jest Norwegiem (tj. nie kręci, jak niektórzy) od razu wyznaje celnikom powód pobytu w granicach Unii. Płaci karę plus 25% VAT. Zapłacił więc VAT podwójnie. Ja kupiłam rower w Niemczech. Zostałam zwolniona z 18% niemieckiego VATu i muszę teraz zapłacić 25% norweskiego VATu. Po raz pierwszy w życiu sklepy tax free mają dla mnie sens.

Inne znaczące podatki w Norwegii to te od nieruchomości i zamożności. Co to jest podatek od nieruchomości, wszyscy wiemy. Pobiera go kommune (gmina) i wynosi jakiś ułamek procenta od wartości nieruchomości. Podatek od zamożności (jeśli dobrze tłumaczę) to płacona rządowi danina od wartości dorobku tj. mieszkania, gotówki w banku, etc. Ponieważ mnie nie dotyczy, nie będę się nad tym rozwodzić.

Dodajmy do tego niskie bezrobocie oraz fakt, że kiedy już raz zostaniesz zatrudniony na bezterminową umowę o pracę, jesteś praktycznie niezwalnialny (mnie to nie dotyczy, mam kontrakt na rok). Dlatego, jeśli czasem uda wam się usiąść i porozmawiać z obywatelem tego pięknego kraju, nie zdziwcie się, kiedy ze znudzeniem będzie wam opowiadał o waszych wyśnionych podróżach do Chin i Brazylii, o niespełnianym marzeniu każdego Polaka czyli morskim jachcie, górskiej chacie i rezydencji na wybrzeżu (każdy Norweg musi mieć dwie hytte = chatki: jedną w górach, drugą na południowym wybrzeżu). Wszystko to przychodzi tu z taką łatwością, jak dla nas podróże do Radomia (nie oszukujmy się, zarobki są jakie są, ale bilety lotnicze dla wszystkich na świecie kosztują tyle samo).

Pozostaje jedno pytanie: skoro jest tak wspaniale, to dlaczego cała Europa i pół Azji nie wyemigrowała jeszcze do Norwegii? Pytanie to pozostaje otwarte, jednak założę się, że odpowiedz ma coś wspólnego ze słodkim brązowym kozim serem i sporą ilością opadów.

2 komentarze: