niedziela, 13 stycznia 2013

Jul oraz... jak byc bardziej norweskim?


Święta, Święta i po Świętach.

Od dawna nie pisałam, co wiązało się z kryzysem internetowym i kilkoma innymi kryzysami.

Co wydarzyło się przez ostatni dwa miesiące? Generalnie niewiele :) Wciąż nie noszę bluzek od Prady, ale za to dorobiłam się puchowych rękawic (dzięki mojej mamie :) ), które chronią moje delikatne dłonie przy 15-ostopniowych mrozach.  Przy takiej pogodzie dodają więcej uroku niż niejeden dizajnerski ciuszek.

O czym warto wspomnieć? Może o mojej wizycie w Stockholmie w grudniu. Odwiedziłam Ivanę w Gote (pomimo dwóch lat studiów w tym mieście, pierwszy raz widziałam Goteborg pod śniegiem!!), a potem pojechałyśmy do Fabiena i Alex do Stockholmu. Z Mediolanu przyleciała też do nas Alice.
Miasto piękne, zaśnieżone, zimne. Polecam na zimowe wypady :) Wszystko oczywiście przybrane lampkami i gotowe na święta. Ponieważ akurat na początku grudnia spadło tam wyjątkowo dużo śniegu, całe miasto, a zwłaszcza ta cześć, gdzie mieszkają Alex i Fabien, wydawały się jak wyjęte z lodowatej bajki. Troszkę zwiedzaliśmy, ale głównie jedliśmy słodycze (fika, fika, wieczna fika - jak na zdjęciu obok).

Zdjęcia poniżej zawdzięczamy mnie, Fabienowi i Ivanie.

Zabawa w okolicach pałacu.

Noclegownia.



Atak zimy.



A tu my wszyscy razem w kuchni Alex i Fabiena (Ivana za aparatem).

Na Święta wróciłam do Polski. Bardzo mi było miło zobaczyć wszystkich, których zobaczyłam :) Udało się też wyskoczyć na czterodniowe narty u naszych południowych sąsiadów.

Po powrocie do Oslo rzuciłam się w wir pracy, bo za tydzień oddajemy pierwszą fazę naszego projektu. Nowy rok, nowe wyzwania :)

Teraz z serii JAK BYĆ BARDZIEJ NORWESKIM:

Tilskuere på skiWybrałam się na spacer nad Sognsvann (jezioro na północy Oslo), po którym śmigali biegówkarze. Kilka dni wcześniej słuchałam audycji w NRK, w której zastanawiano się, co jest typisk norsk... na co większość ludzi pytanych na ulicy odpowiadała bez chwili wahania ga pa ski (czyli iść na biegówki)! W weekendy metro wypełnia się wysportowanymi chłopcami i dziewczętami, rodzicami z dziećmi, dziećmi bez rodziców, starymi dziadkami... wszystkimi uzbrojonymi w narty do biegania. Nie można być Norwegiem i nie jeździć na nartach (na zdjęciu król Haakon i jego żona Maud na skitur w 1922 roku - więcej zdjęć w fascynujących zbiorach muzeum narciarstwa i oficjalnej stronie pałacu). Dlatego kolejny cel do zrealizowania (w ramach wtapiania się w norweskie społeczeństwo) to właśnie zakup biegóweczek. Moje urodziny upłynęły więc pod znakiem poszukiwania sprzętu. Sprzętu przecenionego. Niestety, jest środek sezonu, więc chyba muszę jeszcze poczekać. Natomiast wszędzie poza sklepami sportowymi w najlepsze dzieją się wyprzedaże, co skłoniło mnie do zakupu angorowego sweterka w kolorze koralowym.

Ale nie samym sportem człowiek żyje. Z ust Norwegów nie schodzą ostatnio gorące informacje z morza. Ściślej - spod wód u wybrzeży Bergen. Marcin i jego dzielna drużyna badają wrak niemieckiej łodzi podwodnej U-864 (z tej okazji biurko Marcina było w telewizji...) . Ten stalowy wielotonowy potwór leży tam sobie od wielu dziesięcioleci, pozostawiając kolejne rządy w konsternacji. Niestety, ostatnio zaczęto obawiać się przecieków z kontenerów przewożących na pokładzie rtęć. I rzeczywiście, stwierdzono jakieś tam zanieczyszczenie okolicznych wód. To zmusiło Norwegów do szybkiego działania. W sercu tych działań znalazł się Marcin (efekty jego pracy wyglądają jak to tęczowe 3D).
Polecam dokument o operacji Cezar.

Ostatni gorący temat wart wspomnienia (gorący niezmiennie każdego roku!) to noworoczne postanowienia. Muszę do tego podejść zanim skończy się styczeń. Ci, którym nieobce są nauki Braiana Tracyiego, wiedzą, że bez celów nie sposób żyć. I Brian ma tu good point.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz