niedziela, 3 lutego 2013

Praca magisterska - życiowa konieczność czy bezsensowna męczarnia

Dziś troszkę refleksji na temat zasadności posiadania tytuły magistra przed nazwiskiem. Właściwie nie tyle zasadności, bo generalnie wykształcenie bardzo przydaje się do wykonywania pracy marzeń, ale o zasadności zadawania sobie cierpienia z tym związanego. Inspiruje mnie Marcin i wielu innych, którzy przeżywają wielki ból, pracując, pisząc, rysując i nie mogąc skończyć pracy magisterskiej. Przy okazji, rodziny i bliscy też cierpią.
Czemu nie można po prostu tego skończyć?
Czy dyplom jest symbolem wkroczenia w dorosłość, której po cichu boi się każdy z nas? Końcem beztroskiej studenckiej zabawy? Z pewnością nie dla Marcina, jego zabawa dawno się skończyła, a od tego czasu trwa kolejna, dużo lepsza, dla której dyplom nic nie zmieni.
Dla wielu innych nie-magistrów zabawa także dawno się skończyła.
W każdym razie - tu już pytanie do architektów - czy ten dyplom musi być idealny? Czy rzuty muszą być skończone? Czy meble na wszystkich kondygnacjach muszą być wrysowane? Czy nie można tego po prostu oddać? Po co się męczyć nad tym przez rok (rekordziści dużo dłużej), skoro, nominalnie, jest na to tyle miesięcy, co na każdy inny projekt?

Bond wzywa do opanowania, zachowania zdrowego rozsądku i wzięcia się za robotę. Pozdrawiam wszystkich ciężko pracujących nad dyplomem i posyłam falę wspierającej energii prosto z Norwegii.

No właśnie, co w Norwegii? Tygodnie upływają pod znakiem pracy. Weekendy pod znakiem pracy. W połowie lutego oddajemy 10% projektu budynku, który projektuję. Będzie więc święto, ale przedtem trzeba popracować. Tymczasem trzeba też chodzić na siłkę i norweski. Marcin jest tu już trzeci weekend z rzędu, spędza go przed komputerem, klikając w niezmierzoną (ale skończoną) przestrzeń cada. Ja w tym czasie wspieram go wyszukując i obrabiając zdjęcia wybranych przykładów domów starców / domów dla wszystkich pokoleń / itd. Zrozumiałam, że polska terminologia może nieco wprawiać w zakłopotanie - bo co my właściwie rozumiemy przez dom starców?

Przeglądam właśnie zdjęcia z naszych wizyt w bergeńskich domach opieki (omsorg = opieka).

W ferworze walki dla dodania sobie otuchy przypominam sobie słowa Goethego śmiałość ma w sobie geniusz, moc i magię. Gdy awanturuję się, że dyplom ma być skończony w marcu (stąd śmiałość - bo obrona w marcu to wybitnie śmiały plan), a potem już tylko wycieczki, rowery i romantyczne spacerki, to właśnie ten werset sobie powtarzam. Albo Calvin Coolidge: uparte dążenie do celu i determinacja mogą zdziałać cuda.
Pytanie, co jest celem i czyim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz