czwartek, 12 grudnia 2013

Lutefisk. Święta czas zacząć.

Podstawą norweskiej kuchni jest drewno i ryba.
Legendarną, acz niezbyt popularną potrawą świąteczną w Norge jest lutefisk. Przepis na lutefisk jest prosty i odrażający. Potrzebna jest suszona ryba (dorsze z Lofotów), ług* i woda. Potem boczek, zielony groszek, ziemniaki.
Suszoną rybę maczamy w ługu* aż zmięknie.
Potem płuczemy w wodzie aż nie będzie toksyczna.
Zapiekamy.
Podajemy z ziemniakami z wody i papką ze zmiażdżonego groszku. Posypujemy wszystko smażonym boczkiem. Enjoy.

Do lutefisk podajemy akevit. To obleśna w smaku norweska świąteczna wóda. Pomysł jest taki, że łączysz dwie naprawdę obleśne rzeczy, ale obie kojarzą ci się ze Świętami, rodziną i dobrą zabawą, więc zaczynasz je lubić. No i akevit bardzo szybko idzie do głowy.

* nie to nie jest błąd, chodzi wodny roztwór zasady, czyli to, z czego np. robi się mydło.

Przy okazji Drodzy Czytelnicy podziwiać mogą moją kuchnię. Segregujemy odpady do 6 pojemników i mamy pudło z hodowlą robaków na ryby. Apetycznie i praktycznie.

Od początku wiedziałyśmy, że to będzie ciężkie. Uzbroiłyśmy się w alkohol.

Jest klar. Nie maczałyśmy dorsza w wodnym roztworze zasady. Kupiłyśmy takiego, który jest gotowy do włożenia do piekarnika.
Tak wygląda na surowo.

Hanne odcedza norweskie ziemniaki
Mmmmm jami. Zapieczona śmierdząca galareta z ryby :)
Tak to wygląda u Danuty w domu.
A tak w restauracji
Robimy też inne rzeczy. Forekal czyli baranina z kapustą.
Ja zawsze cieszę się na mięso :)

W lesie z ropuchami

To będzie historia z końca października.
Razem z Hanne wybrałyśmy się na weekendową przechadzkę. Pojechałyśmy pociągiem na północ (nie daleką północ, taką 30 min pociągiem) i wróciłyśmy przez górki do Oslo. Przez las. Bez ścieżki. Przez jakieś bagna dziwne. Z ropuchami.
Dobre rady na biwak w dziczy: znawcy tematu twierdzą, że najpierw należy wejść do śpiwora, a potem pić wino.
Mimo wszystko jest to historia z happy endem, bo wciąż żyjemy i mamy się dobrze.

Bagno. Hanne przypomniały się rodzinne strony :)
Są ludzie, którzy nigdy nie rozstają się z telefonem komórkowym.
Ja + Hanne
Piękna pogoda :)
Mroczny las, przez który dzielnie kroczymy!
Ropucha!!!
Nasz widok z namiotu
Po zimnej nocy następuje zimny poranek
Portret z kaczką
Portret kaczki
Holmenkollen :)
Hanne z Oslo w tle...
Danuta z Oslo w tle :)

niedziela, 8 grudnia 2013

I na dowód, że wciąż jestem kulturalną osobą

Ja sama zaczęłam już w to wątpić, ale jednak jestem wciąż kulturalną osobą. By samej to sobie udowodnić poszłam w piątek do opery. Niezupełnie była to opera, nie był to balet, było to kabaretowe przedstawienie, ale wciąż w budynku opery, więc zaliczone jako kultura bardzo wysoka.

Wycieczka odbyła się w towarzystwie Zbyszka, którego to niektórzy z Czytelników znają z wydziału, albo przynajmniej powinni znać.

Dziś byliśmy też w ogrodzie botanicznym, żeby nie było, że siedzimy na kanapach.

Zdjęcia dzięki uprzejmości Zbyszka.
Wnętrze opery. Dobra zabawa.
W operze świetnie mogą bawić się też dzieci. Wypolerowana marmurowa podłoga = ślizgawka :)

Na dowód, że mam gdzie mieszkać

Wszyscy wiedzą, że się przeprowadziłam, ale niektórzy wątpią, że mam dach nad głową.
Więc się pochwalę.

Nasza chata po pierwszych opadach śniegu. Moje okna to drugie i trzecie od lewej na górze.
Mój ulubiony widok w Oslo. Widok z mojego łóżka :)
Park wzdłuż rzeki
Tutaj spaceruję (hopp i det = wskocz w to).

Tutaj też spaceruję!!!