środa, 20 lutego 2013

Po co oni tam jeźdzą?

No właśnie.
Po co my tam jeździmy? :)

Natknęłam się w Wyborczej na artykuł o polskich emigrantach w Norwegii. Opisane historie nie są jakieś bardzo dramatyczne, natomiast wprawiły mnie w małą konsternację. Czytam to i czytam, i zastanawiam się, po co właściwie to robić. Może straciłam nieco poczucie rzeczywistości, ale... czy w Polsce źle?
Na dobrą sprawę, nigdy nie zaznałam dorosłego twardego prawdziwego życia w Polsce... A nawet, jakbym zaznała, to by było w Wawie, a jak wiadomo - Warszawa to nie Polska :). No więc może po prostu czegoś bardzo mocno nie wiem. Ale zostawić męża/żonę, dzieci, dom i przyjechać tutaj, aby żyć na marginesie społeczeństwa (bo przecież bez języka, bez znajomych, mieszkać pod Oslo i oszczędzając każdy grosz)? I skarżyć się, że piwo / mieszkanie / wszystko drogie? Żeby nie było, nie krytykuję tu nikogo, po prostu się zadziwiam.
No więc po co ci ludzie tu przyjeżdżają? W sumie o to samo ktoś mógłby zapytać mnie, ale ja... lubię Skandynawię :) , nie mam męża i mam tajny plan przeprojektowania Oslo. Oczywiście, nie będę udawać - robię to też dla komfortu i pieniędzy. Poza tym od soboty jeżdżę na biegówkach (tj. chodzę na skitur), więc w praktyce jestem już połowicznie zintegrowana.

Może to wszystko wymaga głębszego przemyślenia sensu życia. Sens życia jest moją małą obsesją, od kiedy zaczęłam pracę na etacie i zaznałam nadwyżek wolnego czasu (to chyba w przeciwieństwie do niektórych, ale ja wstaję wcześniej plus mam tylko 10 min do pracy). Pamiętam, kiedyś Paweł Łukasz Sz. - guru polskich kolarzy górskich i wspinaczy, podesłał mi link do bloga Willa G. - guru wspinaczy lodowych na świecie. Will twierdzi, że życie ma sens, kiedy robisz to, co kochasz. (Co twierdzi Paweł?) To bardzo pięknie i prosto powiedziane, ale nie takie łatwe w praktyce. Will ma łatwo - on się wspina, z tego żyje, no i powiedzieć w towarzystwie: jestem wspinaczem lodowym, tak żyję, bo to właśnie kocham! jest nieco fajniej niż: jestem architektem, siedzę 8 h dziennie przed kompem, bo to właśnie kocham! No ale na to wychodzi, że to właśnie kocham i pewnie jestem jednym na dwudziestu ludzi, którzy robią to, co sobie wymarzyli.
A potem wracam do domu i dalej siedzę przed kompem :)
Poza tym: mieszkam w Oslo, bo to lubię, bo mogę dojechać metrem w góry, a latem w 5 min po pracy moczyć tyłek w morzu :) haha
Brakuje mi tu tylko mojej rodziny i przyjaciół, oraz ukochanego, który od dawna zasila grono imigrantów, ale walka z pracą magisterską (!!!!!!!!!!!!) wciąż trzyma go z dala ode mnie.

Garść danych, bez których nie można się obejść:
Bezrobocie w Norwegii waha się między 2,5% - 3%
Bezrobocie wśród młodych do 25 lat: 8%
Metodologia liczenia bezrobocia: niewiadoma Danucie
Ludność w Norge: 5 000 000
Całkowita liczba imigrantów w Norge: ponad 660 000 (sporo, co?)
Liczba emigrantów z UE/EOG (czyli, po ludzku, z Europy): ponad 220 000
Polska inwazja: ok. 70 000 (może być nas nawet 2 razy więcej, ale wielu Polaków nie jest zatrudnionych w Norge, ale przyjeżdża tu jako pracownicy różnych agencji, itd.).
Dwiema najliczniejszymi mniejszościami narodowymi w Norwegii są dziś Szwedzi i Polacy.

Czasem ktoś mnie pyta, czy łatwo tu znaleźć pracę. Hm. Jeśli jesteś podwodnym spawaczem to na pewno :)

6 komentarzy:

  1. Z sensem życia i znajdowaniem własnej drogi nie jest łatwo i wszyscy mamy te problemy. Pewnie wszyscy tak samo je czujemy, tylko inaczej o nich mówimy... Ale miło słyszeć, że to, co robisz jest tym, co chciałabyś robić :-) Tak trzymać!

    Btw. Adoruję ilustrację :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że zostałem przez Ciebie Deny podniesiony do rangi guru polskich wspinaczy i kolarzy górskich! Czuję się wyróżniony.
    A co do Willa - jemu faktycznie łatwo. Ale, jakby to nie brzmiało źle, ja lubię to siedzenie przed komputerem w pracy, bo robię tam fajne rzeczy. Może to nie to co wspinanie czy rower, ale nie każdy może żyć z uprawiania sportu.. Mnie się jego wpis na blogu bardzo podoba, bo docenia wszystkich, którzy postanawiają się ruszyć, zamiast jeść popcorn i oglądać bez sensu telewizję.

    Dobrze, że lubisz to Oslo. A Ukochany pewnie kiedyś się zjawi na dłużej. Też chciałbym pracować w miejscu, z którego bym miał rzut beretem w góry. Może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Paweł, tamten wpis był dobry,ale ma też inne dobre wpisy. Chodziło mi o ten: http://willgadd.com/on-living-and-dying-well-neither-are-about-the-money/
    Tych o wspinaniu to nawet nie próbuję czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też się cieszę, że robisz to, co kochasz :)

    Poza tym Norway jest blisko w naszej małej globalnej wiosce, więc chociaż do kina nie wyskoczymy razem, umawiając się dzień wczesniej, to jednakjest to 2 h samolotem, a nie 20...

    Hej, mój Ukochany w ogóle nie ogarnia. Nie wiem jaką walkę toczy, ale mógłby już skończyć i się ujawnić ;)

    Czy ten mały kotek ma wodogłowie...?

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie marny ten artykuł z wyborczej... Jeśli chodzi o samą opisaną sytuację to można zmienić odpowiednio lokalizacje lotnisk, narodowość podróżnych i kraj docelowy i pozostanie to tak samo aktualne: w każdym kraju znajdzie się grupa ludzi która emigruje z przyczyn ekonomicznych, jednocześnie kierując się dziwaczną logiką; nie znając języka, szukając pracy do których nie potrzeba kwalifikacji, dokonując niezrozumiałych poświęceń... Nie wiem "dlaczego oni tam jeżdżą?" i chyba nie nie ma co nawet szukać odpowiedzi, ani przyrównywać wyjazdów zarobkowych ludzi bez kwalifikacji, często bez planu, ciekawości innej kultury i życia generalnie, wiecznie tęskniących za domem i odnoszącym wszystko do ceny piwa, do Twojego wyjazdu, bo Twoja sytuacja jest czymś zupełnie zupełnie innym.

    OdpowiedzUsuń