piątek, 30 sierpnia 2013

Dramatyczne wspomnienia z Warszawy

Polska jako kraj drugiego świata + Warszawa jako stolica. To już miesiąc mija od mojej wizyty w stolicy Polski i dopada mnie szalona tęsknota, a po nocach męczą niesamowite sny o Pałacu Kultury.

W ramach foticzki z nowej warszawskiej architektonicznej perełki czyli Muzeum Historii Żydów. Miało być pięknie, wyszło, jak widzicie. Musicie ocenić to wszystko sami, bo ja nie dam rady. Możecie się tam wybrać (przynajmniej ci, którzy nie zostali emigrantami i rezydują nad Wisłą) i poznać dzieło Rainera Mahlamäkiego.

Tymczasem na stronie Muzeum przeczytać można: Prace nad najpiękniejszym budynkiem użyteczności publicznej w Warszawie zostały zakończone w styczniu 2013 roku. Budynek, realizowany według projektu fińskiego architekta Rainera Mahlamäkiego, ma 12,8 tys. m2 powierzchni użytkowej. Jedną trzecią zajmie wystawa główna, której otwarcie planowane jest w 2014 roku. Pozostałą część – wystawy czasowe, wielofunkcyjna sala: audytoryjna, kinowa i koncertowa, sale projekcyjne i warsztatowe, restauracja i kawiarnia. Budowę, finansowaną ze środków m. st. Warszawy oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zrealizowała firma Polimex-Mostostal.

Pytania do Czytelników:
1. Czy to naprawdę najpiękniejszy budynek użyteczności publicznej w Warszawie? Czy ktoś tam nie przewraca się w grobie przez to sformułowanie? I kto mógłby to być?
2. Może jednak jest jakiś piękniejszy budynek użyteczności publicznej w Warszawie?
3. Czy o gustach można dyskutować?
4. Gdzie są granice przyzwoitości/ skromności i zdrowej samokrytyki?

Smakujcie ARCHITEKTURĘ Moi Drodzy (foticzki od Danuty z jej cudownego telefonu - jak u każdego porządnego bloggera z prawdziwego zdarzenia):

* od razu napiszę, że ostatnie zdjęcie jest najlepsze :)

uważajcie na niewidomych
Przy okazji oznajmiam, że kupiłam bilety na Święta :)
Pamiętajcie, że Autorka jest ciekawa, co u Was!

środa, 21 sierpnia 2013

Y-chair

W ramach odpoczynku po wakacjach wpadło mi w ręce kilka fajnych książek i magazynów. W jednym z takich wydawnictw natknęłam się na informacje o krzesłach, które znajdują się w biurze w pokoju konferencyjnym.





Ilustracje i tekst z książki:
Jens Bernsen Hans J. Wegner, wyd. Kbh. Dansk Design Center, 1994 (miałam 8 lat)

Proszę wybaczyć takiego leniwego posta, ale musiałam :)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rocznica

Dokładnie 15 sierpnia zeszłego roku przyleciałam do Oslo. Czas na bilans? Niech będzie. Co zmieniło się od tamtego dnia?
1. umiem kupić chleb po norwesku (generalnie)
2. umiem porozmawiać o szachtach i instalacjach po norwesku, w pracy dostałam umowę na wieczność i podwyżkę
3. dołączyłam do grona singli (tych pięknych, młodych i stylowych singli, oczywiście)
4. ponoć Polska wyszła z recesji, tj. PKB w drugim kwartale 2013 roku jest dodatnie, a inflacja widocznie wzrosła. Moim zdaniem przyczyną jest chaos związany z ustawą śmieciową, bo ceny odbioru śmieci windują inflację.
5. schudłam 2 kg
6. jestem mądrzejsza
7. nauczyłam się robić warzywną zapiekankę, którą da się zjeść
8. nauczyłam się zjeżdżać z górki na biegówkach i hamować bez obijania boczków
9. spróbowałam hiszpańskiej szynki robionej ze szczęśliwych świnek jedzących tylko żołędzie
10. w praktyce wymieniłam swoją szafę
11. byłam na najlepszych wakacjach w życiu :)
12. dorobiłam się trzech rowerów, z których dwa jeżdżą same i wcale mnie nie potrzebują...
13. pozbyłam się mojego ukochanego, acz nieco starego roweru, na którym byłam na wycieczce do Santiago i milionie innych wycieczek, w tym na tych z Drogimi Czytelnikami.
14. stałam się nieco spokojniejsza i bardziej wyluzowana, przez osmozę przyjmując norweskie podejście do życia.

Na nic więcej nie mogę wpaść. Zastanawiam się, czy to wygląda imponująco. Bezsprzecznie, największą zmianą jest wzrost polskiego PKB, ale akurat nie mam z tym wiele do czynienia (prócz wzrostu mojej mocy nabywczej, częściowo realizowanej w Polsce). Bez wątpienia jestem dumna z siebie jeśli chodzi o norweski i pracę zawodową. Cieszę się z wakacji, były cudowne. Niestety, pożera mnie tęsknota za paskudną Warszawą i niektórymi jej mieszkańcami... No i wciąż nie mam małego kotka, za to kotek moich rodziców przestał już być mały. 

Jakieś uwagi? Coś jeszcze się zmieniło przez ostatni rok?

środa, 14 sierpnia 2013

Wkoło Alp

Im dłużej tu jestem, zwłaszcza, gdy wracam z polskiej majówki, a na przedmieściach Oslo jeszcze leży śnieg, zastanawiam się, po co mi ta cała emigracja, warzywa bez smaku i jazda na rowerze przy -20, kiedy mogłabym pić piwko ze znajomymi na pl. Zbawiciela.

Wakacje są zdecydowanie jednym z tych powodów. Można np. pojechać do Szwajcarii na trzy tygodnie i przy kursie CHF/PLN 3,4 wciąż niemieć z wrażenia, że tak tanio, po czym obżerać się wszystkim co wpadnie na stół. Z moich obserwacji wynika też, że byliśmy w Szwajcarii jedynymi zagranicznymi turystami, którzy zapuszczali się poza Luzernę i Zermatt. Pomijam oczywiście Niemców w kamperach, którzy wszystko wożą ze sobą i nie wydają ani jednego franka w Szwajcarii.

Ponieważ są tacy, którzy nie oglądali jeszcze zdjęć i w ogóle nie wiedzą, o co chodzi, poniżej wielki skrót wycieczki.


09.07-10.07 | wtorek - środa | Warszawa – St. Genis-Poully, Francja | czyli 1660 km z Polski do chaty Pawła i Doroty, wieczorkiem po przyjeździe wypad do Annecy z Pawłem i Dorotą :)
11.07 | czwartek | niezapomniane zwiedzanie CERNu, potem Genewa, po południu kąpiel w jeziorze
12.07 | piątek | 51 km | przejazd pociągiem (niechlubnie) z Genewy do Lozanny, potem już rowerem do Villeneuve przez Montreux i UNESCO winnice w Lavaux
13.07 | sobota | 65 km | Villeneuve – Martigny – Sion | + nocne bumelowanie w Sionie
14.07 | niedziela | 50 km |  Sion – Zermatt | rano zwiedzanie klasztoru i zamku w Sion, pyszne śniadanko i relaks… a potem do Visp, skąd pociągiem do Zermatt, pod Matterhorn :)
15.07 | poniedziałek | 55 km | Zermatt – Visp – Brig – Morel | rano wjazd gondolką na Matterhorn Glacier Paradise, szumnie nazwaną atrakcję turystyczną położoną na 3880 m n.p.m., potem zjazd z doliny Zermatt do Visp i dalej wzdłuż Rodanu do opuszczonego campingu w Morel
16.07 | wtorek | 50 km | Morel – krzaki przed Furkapass | podjazd z Morel (759 m n.p.m.) na ostatni zakręt przed Furkapass (2046 m n.p.m.) i nocleg ze świstakami :)
17.07 | środa | Furkapass – Trun | 75 km | niewątpliwie najbardziej przełęczowy dzień w naszym życiu: Furkapass 2436, potem zjazd na 1500 i wjazd na Oberalppass 2046. Proszę zauważyć, że przed Furkapass ma źródło Rodan, który uchodzi do M. Śródziemnego, za Oberalppas natomiast bije źródło Renu, który uchodzi do M. Północnego. Dolina między przełęczami stanowi więc wododział, ziemię niczyją, skąd woda nie odpływa do nikąd, a tylko wsiąka w ziemię.
18.07 | czwartek | 40 km | Trun – Ilanz – Vals | bajtowy dzień, zajeżdżamy do Vals dość wcześnie, by.. skorzystać z boskich term!
19.07 | piątek | 66 km | Vals – Chur | wyjeźdzamy z Vals najpóźniej, jak się da :)
20.07 | sobota | 102 km | Chur – Murg | przyspieszamy, mijamy winnice w Malans, śpimy nad Walensee
21.07 | niedziela | 82 km | Murg – Rapperswill – Unterager | jedziemy szlakiem szwajcarskich jezior i kąpiemy się w niemalże każdym J
22.07 | poniedziałek | 50,5 km | Unterager – Luzern | zajeżdżamy do Luzerny wcześnie, by mieć czas na zwiedzanie, dwa obiadki i odpoczynek w naszym cudownym, romantycznym B+B
23.07 | wtorek | 79 km | Luzern – Iseltwald | niestety pada deszcz
24.07 | środa | 88 km | Iseltwald – Gstaad | w Gstaad akurat był turniej tenisowy, więc pełno ludzi
25.07 | czwartek | 104 km, które nas zabiły | Gstaad – Villeneuve | przejazd przez wielgachne góry, w których nie było zasięgu, bo trenuje tam szwajcarska armia. Najdłuższy zjazd w moim dotychczasowym życiu – ponad 20 km!
26.07 | piątek | 114 km | Villeneuve – St. Genis-Poully czli wiocha Pawła i Doroty | wzięliśmy jezioro Genewskie na raz, po drodze obchodząc urodziny Marcina i zwiedzając zamek Chillon :)
27.07 | sobota | ostry powrót do Warszawy, autostrada wielkopolska całkiem pusta i cała dla nas

Annecy
piwko i przyjaciele... albo raczej przyjaciele i piwko
Genewa
magiczne dipole w CERNie
winnice
to nie Photoshop, to naprawdę tak wygląda
Lavaux, czyli winnice na liście UNESCO
pozowanie z Wielkim Widelcem
rowerowy raj
po drodze tysiące małych wioseczek...
drzwi XI-wiecznego kościółka
idealna toaleta w grocie
na tle naszej trasy
znów winnice
detal z wioski UNESCO
kolejny detal z wioski UNESCO
i UNESCO kotek!
Matterhorn
Luzern
???
ciągle pod górkę :)
źródła Rodanu
romantyczne śniadanko... i tylko kiełbasa była z burakiem
prawie jak Rysy
nierozważni i nieromantyczni
full wypas w Vals = pieniądza DAJĄ szczęście :)
urodziny Marcina = szampan + truskawki

wtorek, 6 sierpnia 2013

Szampan i disco

Skończył się beztroski czas wakacji i nadszedł beztroski czas pracy. Norweski sommer trwa w najlepsze, wciąż jest powyżej 15 stopni Celsjusza i można wejść do morza bez uszczerbku dla zdrowia. W biurze atmosfera błogiego relaksu, szef pływa na żaglówce, my nadrabiamy zaległości w prasie branżowej.

Vebjorn i Miquel zabrali mnie na naukę windsurfingu. W telewizji wygląda to naprawdę czadowo. Jak dla mnie, jest to jedna z najtrudniejszych dyscyplin, z jakimi miałam do czynienia.  W praktyce chłopcy śmigali po fiordzie, a ja przez kilka godzin uczyłam się podnosić żagiel do pionu. Przepłynęłam w sumie z kilkanaście metrów, co uznaję za swój wielki sukces.

Miquel zakłada żagiel

Vebjorn też nie jest mistrzem windsurfingu :)
Widać, jaka wspaniała pogoda
Najlepsza część wycieczki, czyli jamon serrano

sobota, 3 sierpnia 2013

Ostatnie śniadanie na Stryjeńskich

Sobota była ostatnim dniem mojej wizyty w Warszawie. Przy okazji pewnie moim ostatnim dniem na Stryjeńskich :). Razem z Beatą obżarłyśmy się białym serem i powidłami, opiłyśmy kawą i lemoniadą. A potem ruszyłyśmy na tradycyjny architektoniczny obchód miasta.

jesteśmy nieco bardziej przaśne niż Kate...
... ale za to mamy Bacetti, czyli włoskie buziaczki.
ostro